Marz, Twórz, Kochaj
Ej, dasz wiarę, że od ostatniego wpisu tutaj minęły ponad 3 lata? Dla Ciebie to pewnie nic takiego.
Spoko, dla mnie też
Mamy mnóstwo ważnych spraw. Życie to przedziwna, niezaspokojona istota, która wymaga od nas ciągłej atencji. Tymczasem, głównie za sprawą małych, świecących prostokątów, atencja ta jest rozpraszana na tysiące małych iskierek. A każda z tych iskierek chce więcej i więcej, by móc świecić dalej. Zatem, koleją rzeczy jest, że iskierki te wnet gasną. Nowe pojawiają się tylko po to, by po raz kolejny stracić na wartości. Filmiki na TikToku, reelsy na Instagramie, shorty na YouTubie, gacie na Aliexpress, darmowe drony na Temu…
Bardzo ciężko jest Ci się skupić na tej tak zwanej prozie życia, prawda? Bo przecież życie to podróż, podczas której posiadamy niepowtarzalną możliwość, aby czerpać, poznawać, zbierać, doznawać. Tak wiele zależy od nas. Możemy podejmować własne decyzje, budzić się co rano i przyrządzać kawę na 100 różnych sposobów. A jednak, to nie jest takie proste. Ograniczenia nakładane na nas są ogromne, a oczekiwania jeszcze większe.
Co Cię zatrzymuje?
Nieciekawa sytuacja materialna, złe samopoczucie, słaba pogoda. Natomiast może być też tak, że ograniczenia nałożone są w Twojej głowie. Spokojnie, nie będę tutaj namawiał do dołączenia do grupy zdeterminowanych osób chcących zmienić swoje życie na lepsze pod wodzą najlepszego kołcza.
Ale zastanówmy się razem, Ty i ja, co wydarzyło się w przeciągu ostatnich 3 lat w Twoim życiu. Na pewno wiele dobrego, nie wątpię. Udało Ci się kogoś poznać? Zwiedzić to dawno wymarzone miejsce? Poprawić swój styl życia? Pogodzić się z dawnym wrogiem? Porozmawiać z kimś, z kim od dawna nie było kontaktu? Zakończyć uciążliwą relację? Bardzo się cieszę, naprawdę, dobra robota.
A jeśli jednak nie, to co z tego? To nie moje życie, nie pozwól mi siebie oceniać.
Przecież miałem być kimś innym
Bo widzisz, dawno temu, jakieś 10 lat wstecz, to ja chciałem być blogerem. Dziś pewnie celowałbym raczej w miano influensera, ale, jak pewnie się domyślasz, nie udało mi się. Tak, poniosłem klęskę. Tak czy inaczej, bardzo lubiłem pisać. Tak między nami, to kiedyś w liceum polonista wyjątkowo pochwalił moje wypracowanie. To było jak poklepanie po ramieniu przez mistrza, bez żartów.
Zatem pisałem. Trochę na kartce, trochę na klawiaturze, gdzieś tam po drodze założyłem pierwszego „prawdziwego” bloga i tak to się kulało. Tych blogów miałem trochę, każdy z nich wznosił się i upadał niczym łódź na spokojnej tafli oceanu. Nigdy nie odniosłem spektakularnego sukcesu, choć parę osób komplementowało moje teksty. Muszę Ci wyznać, że było to dla mnie ogromne wyróżnienie, a mimo to, nie potrafiłem uwierzyć w ich szczerość. Parę razy nawet otrzymałem zaproszenia na swoiste zloty internetowych osobistości w Gdyni, Wrocławiu, Poznaniu i oczywiście w Toruniu. Poznałem wiele ciekawych osób, także tych z ówczesnej śmietanki blogersko-youtubowej. Bywałem też na różnych wydarzeniach za darmo. Za darmo, czaisz?
Ale pisałem coraz mniej
Mógłbym teraz powiedzieć, że wtedy czułem na sobie presję. Najlepsi tłukli mi do głowy, że w internetowej działalności najważniejsza jest regularność publikacji. Ale ja już nie chciałem, tyle to nie. Paradoksalnie najlepiej tworzyło mi się wtedy, kiedy było mi najgorzej, choć pobudki były zgoła inne od zdrowych.
W efekcie rosła we mnie frustracja. Tak jakby ktoś zabrał mi radość z luźnego pisania i zaczął stawiać zimne deadline’y.
Do dupy taka robota – pomyślałem – nie podoba mi się.
A tak naprawdę, to nieustannie wkurzałem się na samego siebie do czasu, aż porzuciłem swoją kreatywną stronę prawie całkowicie.
Ale to nie jest tekst o pisaniu
Generalnie to chciałem Ci powiedzieć, że jestem zdrów, mam się dobrze.
Jest poniedziałek, godzina 23:35, siedzę w ciemnym pokoju z herbatą, przez okno spoglądam ukradkiem na Zatokę Gdańską, jutro mam do pracy. Pracy nie dokładnie takiej, o jakiej te 10 lat temu marzył 16-letni Mikołaj, ale myślę, że byłby ze mnie dumny. No i piszę.
Potrzeba wyplucia z siebie tych kilku akapitów narastała już od jakiegoś czasu. Naiwnie byłoby nie zauważyć, że do decyzji tej popchnęła mnie w dużej mierze pewna przykra anegdota wprowadzając na powrót stan melancholii. Ale wiesz co? Potknięcia się zdarzają, niepowodzenia uczą, historie trwają dalej. Życie potrafi zaboleć i przyćmić, ale, kurczę, czy warto porzucać w nim siebie?
Nie daj sobie wmówić, że Twoje życie musi być idealne. Wiem, łatwo jest zapomnieć, że social media z perfekcyjnymi historyjkami nie są prawdziwe, sam często się na tym łapię. Umiejętność odseparowania medialnego szumu jest w dzisiejszych czasach jedną z cech najrzadszych, a zarazem najbardziej pożądanych.
Bycie idealnym jest nudne. Twoje emocje, myśli i czyny są dla tego świata o wiele ważniejsze. A przede wszystkim Ty.
Ty jesteś najważniejszy/a.
Dlatego, jeśli tylko chcesz, marz, twórz i kochaj.
Jest tu ktoś?
Czytacie coś jeszcze w ogóle?
Macie na to czas?
Czy Ty to przeczytasz?
Grafika główna: Michael Paredes